Serwis obecny w sieci od 1996 roku! Bogaty zbiór unikalnych zdjęć i grafik Kalisza! Historia miasta od dziejów prastarych po II wojnę światową! Opisy obiektów architektonicznych oraz życia w dawnym Kaliszu! Kronika ważnych wydarzeń historycznych! Najstarsze zachowane plany miasta on-line! Czytelnia starych książek on-line! Skrócona historia miasta w 17 wersjach językowych!

Z kart historii
Niemcy w Kaliszu

Bezpośrednie kontakty z Niemcami datują się w Kaliszu od 1793 roku, czyli od drugiego zaboru, w wyniku którego miasto znalazło się pod panowaniem pruskim jako siedziba kamery wchodzącej w skład Prus Południowych. W tym roku znajdowało się już w Kaliszu 336 żołnierzy niemieckich; oficerowie przybywali do miasta z żonami i dziećmi. Wraz z wojskiem pojawili się urzędnicy w celu objęcia wszystkich ważniejszych stanowisk w administracji pruskiej. Za wojskiem i administracją ruszyli masowo rzemieślnicy, różni przedsiębiorcy i fabrykanci, wabieni perspektywą łatwych i pewnych zarobków na terenach mało uprzemysłowionych. Dość stwierdzić, że gdy w 1793 roku liczba cywilnych Niemców nie przekraczała 200 osób, to już jedenaście lat później, w 1804 roku, wzrosła ona blisko dwunastokrotnie i przewyższała liczbę Żydów.

Rządy niemieckie, choć despotyczne i faworyzujące przybyszów kosztem miejscowej ludności, zapisały się w Kaliszu kilkoma szczęśliwymi decyzjami komunalnymi, które wpłynęły na podniesienie stanu sanitarnego miasta. Władze niemieckie zadecydowały również o powstaniu parku i Alei Luizy, jak pierwotnie nazywano późniejszą Aleję Józefiny.

W tym okresie przybyło do miasta sporo Niemców, którzy związali się z nim i na stałe uznali je za swoje, przejmując zarazem miejscowy język i obyczaje. Takie nazwiska, jak: Cytwic, Beyer, Bettiicher, Kreczmer, Melcer, Sturm, Neugebauer, Mehwald, a później Hindemith zrosły się na kilkadziesiąt lat z historią Kalisza. Do pierwszego pokolenia imigrantów niemieckich należał powszechnie znany zegarmistrz Wagner, którego wnuk Jan Wagner, nauczyciel gimnazjum, zamieszczał przez dłuższy czas w "Kaliszaninie" dane topograficzne i astronomiczne dotyczące położenia Kalisza.

W 1806 roku większość Niemców opuściła Kalisz. Kolejna fala "przybyszów znad Szprewy", jak najczęściej mówiono o Niemcach, dotarła do miasta w okresie Królestwa Kongresowego, a zwłaszcza w latach jego wielkiej prosperity (1815-1830). W 1817 roku pojawił się Benjamin Repphan, przez wiele lat najpotężniejszy z przemysłowców kaliskich.

O ile prawie cały handel znajdował się w rękach żydowskich, o tyle przemysł był domeną Niemców. Niemiec - fabrykant obsadzał stanowiska majstrów rodakami, co stało się jedną z przyczyn antagonizmów narodowościowych. Pobyt na naszych ziemiach opłacał się im widocznie sowicie, skoro wielu dawnych rzemieślników czy robotników zajmujących stanowiska majstrów stawało się z czasem udziałowcami, współwłaścicielami, a nawet właścicielami fabryk. Niemcy stanowili silną konkurencję dla nielicznych zakładów polskich, ponieważ przywozili ze sobą nowszą technologię, wypróbowane metody organizacji pracy, mieli kontakty zapewniające im dopływ fachowców i najnowszych urządzeń. W rękach niemieckich znajdowała się np. największa fabryka sukna w Opatówku.

Stosunek Niemców do polskości był dwojaki: jedni przez całe życie pozostawali w swoim kręgu narodowościowym, niejako programowo stronili od języka polskiego, inni asymilowali się dość szybko, wchodzili w związki rodzinne z Polakami, stawali się nawet polskimi patriotami. Można by chyba napisać sporą księgę o stosunkach polsko-niemieckich w Kaliszu, księgę, na którą składałyby się jakże ciekawe losy dziesiątek i setek rodzin niemieckich i polskich. Oto drukarze: Mehwald i Hindemith, sami słabo władający językiem polskim - głównie w tym języku wydają swoje druki; oto jakże niezwykła i romantyczna historia Stefana Szolca-Rogozińskiego, syna Niemca i Polki, który polskość czyni sztandarem swej działalności. Ale historia bywa również przewrotna, co ujawniło się w porównaniu losów życiowych dwóch Józefów Radwanów: ojca i syna. Ojciec - działacz i patriota polski, nie mógł przewidzieć, że syn jego będzie kiedyś służył Niemcom, co się stało w okresie okupacji hitlerowskiej.

Filinger, Wende, Kindler... można by mnożyć niemieckie nazwiska, które zapisały się chlubnie na kartach historii miasta, a tylko ich brzmienie przypomina o złożoności naszych dziejów. Po dziesiątkach lat bliskich kontaktów religia w coraz mniejszym stopniu określała przynależność narodową; wielu protestantów było już czystej krwi Polakami.

Przy tak znacznym skupisku Niemców istniało również odrębne narodowościowo życie towarzysko-kulturalne. Obyczaje niemieckie wywodziły się zazwyczaj wprost z kultury rzemieślniczo-dorobkiewiczowskiej, toteż nawet w gronie przemysłowej burżuazji niemieckiej trudno było doszukać się wykwintu, elegancji i intelektualnego poloru. Średnia klasa niemiecka - owi majstrowie, czeladnicy, drobni przedsiębiorcy - bawili się według własnych zwyczajów, wyznaczonych pod względem konsumpcyjnym ilością zjedzonych "butersznytów" i wypitych bawarów, a pod względem produkcji artystycznej - głośnością śpiewów narodowych, ze znienawidzoną przez Polaków Wacht am Rhein na czele.

Przyjeżdżały do Kalisza niemieckie trupy aktorskie, głównie z Poznania i Wrocławia, ale ich poziom artystyczny nie budził na ogół zachwytów recenzentów. Urządzano też przedstawienia amatorskie w języku niemieckim oraz koncerty, które cieszyły się zawsze wielkim powodzeniem. Mała stosunkowo liczba Niemców nie mogła zapewnić tym zespołom wystarczającej frekwencji, Polacy zaś najczęściej bojkotowali tego rodzaju imprezy, bo jedynie w ten sposób mogli zamanifestować swój stosunek do zaborcy, którego pełna władza rozciągnęła się dopiero 10 kilometrów dalej, za komorą celną w Szczypiornie.

Zresztą niezawodny instynkt, wyćwiczony przez setki lat, pozwalał Polakom precyzyjnie określić charakter niemieckich działań; potrafili odróżnić lojalność od szowinizmu, wyrachowanie od uczciwości, egoizm od altruizmu. Toteż np. pamięć wspomnianego w innym miejscu Roberta Puscha, założyciela straży ogniowej w Kaliszu i człowieka sercem oddanego sprawom społecznym, czczona była latami zarówno przez Niemców, jak i Polaków, którzy w swoich wspomnieniach uwiecznili jego zasługi.

Stosunki między Polakami a Niemcami były warunkowane nie tylko odmiennością obyczajów, w grę wchodziły poważniejsze względy, godzące w byt narodowy Polaków. Zewsząd dochodziły głosy o prześladowaniach Polaków, które z największą siłą wystąpiły w Poznańskiem i na Śląsku, o czym donosiły zresztą liczne korespondencje nadsyłane z tamtych ziem do prasy kaliskiej. Wyjeżdżali kaliszanie do skupisk polskich w Rzeszy niemieckiej i sami mogli się przekonać, że alarmujące wieści wynikały z realnego osądu faktów: germanizacji szkolnictwa poznańskiego, ograniczania swobód, prześladowań redaktorów prasy polskiej (m.in. Karola Miarki). Głosy protestu posypały się zewsząd, gdy ofiarą pruskiej bezwzględności stał się Józef Ignacy Kraszewski. Spodziewano się, że osoba pisarza, znanego na ziemiach polskich i w Europie, zwróci uwagę opinii publicznej na prawdziwe intencje Niemców, odrzucających wszelkie względy humanitarne.

Zaborczość niemiecka nie była czymś odległym, znanym jedynie z gazet. Kalisz leżał na trasie niemieckich wędrówek na wschód. Przez rynek przeciągały bądź gromady, bądź indywidualni przybysze z Rzeszy. Zazwyczaj biedni, licho odziani, szli ze skromnym dobytkiem na podbój świata. Widzieli ich też kaliszanie wracających po latach do własnych domów - ale jakże odmienionych pod względem materialnym.

Niemiecka ekspansja nastawiona dotąd prawie wyłącznie na przemysł, w latach siedemdziesiątych XIX wieku zaczęła się kierować na wieś. Wykupywano większe majątki ziemskie od zrujnowanych ziemian, nie omijano i chłopskich gospodarstw. Rozlegały się zewsząd głośne apele o utrzymanie polskiego stanu posiadania.

Niemiecka ekspansja okazała się groźna również i w innych dziedzinach. Jedna z kaliszanek pisała aż do "Wieku", przestrzegając przed zaborczością Niemek w stosunku do Polaków, którzy, o dziwo, reagują nieraz ochoczo na zaloty sentymentalnych Gertrud i Gret. Patriotyczna korespondentka pisała: Ostrożnie, panowie karierowicze, ostrożnie! bo choć niemieckie talary i marki zapewnią wam wygodne życie bez troski i bez pracy, to jednak przybierając za kapłankę domowego ogniska kobietę obcą zupełnie, popełniacie przeciwko własnej narodowości występek. Taka kobieta wychowa dzieci wasze po niemiecku i zuboży kraj wasz o całą rodzinę.

W rzeczywistości jednak Niemki czyniły w polskich rodzinach mniejsze spustoszenie, niżby to wynikało z pesymistycznych przepowiedni korespondentki.

Nie podobało się kaliszanom, że wielu Niemców, zamieszkujących od lat nad Prosną, nie zna języka polskiego. Nie podobało się również ich głośne zachowanie na niemieckich koncertach i szowinistyczna buta. W stylizowanym liście starego Niemca, redakcja "Kaliszanina" wykpiła to zachowanie: Pan chce darować, co ja w polskim języku nie bardzo gut pisać, ale ja dopiero czterdzieści lat w ten kraj jestem mieszkać... Wszystko war gut, aber ach, jak zaczęli wiwolacz "Die wacht am Rhein", pruska orkiestra grać, to ach! ja miślal, co tu już jest deutsches Vaterland! XX Stala lokator v Kalisch.

Czuli się zresztą Niemcy w Kaliszu dobrze, może nawet lepiej niż we własnym Vaterlandzie, bo miasto od wieków kultywowało tolerancyjne zasady współżycia między poszczególnymi nacjami. Była w Kaliszu niemiecka szkoła ludowa, język niemiecki miał w gimnazjum charakter obowiązujący. W dawnym kościele pojezuickim urządzono świątynię ewangelicką.

Mimo tych tradycji dobrego współżycia, główny cios otrzymało miasto ze strony Niemców. Okrucieństwo było tym większe, że tragiczne bombardowanie Kalisza w 1914 roku nie oszczędzało nawet tych, którzy z napastnikami byli połączeni węzłami krwi.

Tekst pochodzi z książki "W dawnym Kaliszu"
Autor: Edward Polanowski
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie, 1979r.